21 lipca ciepło, w sensie gorąco w c... Pełne słońce na placu Targowym w centrum Wrocławia. PZA wystawiło imponującą ścianę na potrzeby World Games 2017. Kiedy kilka tygodni wcześniej dowiedziałem się, że planują jakieś zawody i że ma być wspinanie, pomyślałem pfffpffppffff....

Mija dobre 4 miesiące kiedy ostatni raz byłem na ścianie i grubo ponad rok, odkąd obraziłem się na wspianie. Mówię poważnie taki typowy babski (albo chopski w sumie) foch. W przypływie frustracji, lotów na 7a w parchatej części Chullili odechciało mi się wspinać. Co więcej palnąłem kiedyś przez telefon, że "tak narpawdę to nigdy nie lubiłem się wspinać" :O.

Zacząłem na nowo romas z gitarą i trenowałem przez kilka dobrych miesięcy boks... I niby fajnie, niby wpierdol na treningu, ale to wszystko to taki chyba jednak kryzys wieku, czy jak to nazwać... A, że żydzę to motoru, czy kabrioletu nie kupowałem.

Dlatego kiedy zadzwonił do mnie Tadziu jakieś 2 tyg. przed owymi mistrzostwami pomyślałem, hmm... czemu nie może pójdę popatrzeć.

No i się znalazłem na trybunach finałów bulderów kobiet i mężczyzn. Nie będę pisał relacji bo każdy może znaleźć kolegi Mechaniora, całkiem przystępny opis oddający bardzo dobrze realia tych zawodów. Nadmienię tylko, że nie rozumiem po co wsadzają na zawody bulderowe jakieś skradanie po pizdach. Ludzie chcą emocji!!! wyjazdu nóg, zadawania ze szmaty!!! takich bulderów trochę brakło, całość lekko się dłużyła. Ale ogólnie było całkiem ok. Zdecydowanie najlepszy występ i tzw. rozpierdol zarobiła Stasa Gejo - silna i bardzo sympatyczna dziewoja ;).

Jako, że czasówki nigdy mnie nie rajcowały podobnie moich szanownych gości, to następnego dnia pojechaliśmy na Pełcznicę rejon w okolicach Wałbrzycha jakieś 70km od Wrocławia.
Jedna skała z przyjemnym podejściem i mniej przyjemnym strumyczkiem, który skutecznie zabija urok tego miejsca....
Ale po kolei drogi w sumie to nie wiem. Ileś tam jest. Bulderowa trójka plus, na której chłopaki powalczyli całkiem zacnie. Reszta też wydaje się nawet, nawet ale nie powiem bo na pierwszej z lewej V.... wziąłem blok (chociaż to nie wiem, czy nie zszedłem). Jakoś przerosło mnie wstawianie wysoko nóg, do tego  tłumaczenie bolącym palcem (który wybiłem miesiąc wcześniej grając w piłkę - już nie gram), słabym staniem na stopniach. Gdzie ta moja technika zajebista!!!! niby zawsze żarło, niby nigdy miałem nie spadać!!! Zrobiłem w drugie próbie jak cała trójka przebiegła z lekko skonsternowanym wyrazem twarzy na moje narzekanie. Druga na ogień poszła IV+, hmm... no kurwa ja wiem, że śmieszne i wgle ale tam były trudne ruchy!!! Straszny trawers i nieoczywiste wyjście w prawo. Ale zrobiłem onsajtem!!!
I tak mentalnie wróciłem do wspinania.

Następnego dnia eliminacje i finał wspinania na trudność. Jain Kim, Akiyo Noguchi te wszystkie przechwyty i finezja, lekkość z jakimi się wspinanły przekonały mnie, że wspinanie to jednak sport, w którym jestem zakochany... Tak wiem banalnie to brzmi i wgle - typowa historia amerykańska z żewnym zakończeniem. Nie mówię, że zaczynam biegać skoro świt po wrocławskich ulicach i przesiaduję do późna w piwnicach, ale zaczynam się wspinać! Znowu! Ale tym razem naprawdę! I będę dokumentował co większe rzeczy jakie w trakcie tego powrotu zdarzą, bo to będzie droga przez mękę.

Komentarze